• ...

      • Igor Kajfasz




        Zachęcam do lektury opowiadań, które napisali uczniowie klasy 7.-ej. Ich tematem jest: Pies nas medal. Są pełne rodzinnego ciepła, emocjonalne i chwytające za serce. W sam raz na jesienne chłodne wieczory.

         

        Nikola Burliga    

        Cud

                Wakacje, piątek i popołudnie, tylko tego potrzebuję, aby iść na mój rutynowy czasami godzinny, czasami dwugodzinny spacer. Już od swoich nastoletnich lat kocham spacerować, najlepiej jeszcze z rodziną, lecz samemu też jest świetnie. Pamiętam, gdy miałam trzynaście lat i od czerwca do listopada wychodziłam codziennie samotnie na spacer. Wiadomo zdarzało się, że wychodziłam gdzieś z przyjaciółką, przyjacielem lub kimś z rodziny, lecz najczęściej samotnie spacerowałam, przez moją przepięknie prezentująca się miejscowość, Woźniki. Mogłam wtedy o wszystkim na spokojnie pomyśleć, potrzebowałam tego, to był dla mnie naprawdę ciężki czas. Teraz jest już lepiej, regularnie chodzę na terapię i wiadomo, na spacery.

                Dziś opowiem wam o pewnej historii, która niedawno mi się przydarzyła. Jak co tydzień wyszłam o 16:00 w piątek na spacer. To miała być klasyczna przechadzka, nic nadzwyczajnego, chociaż to nie było zwykłe  wyjście. Tamtego dnia poszłam w inną stronę miasta, poszłam do innego parku, było w nim zazwyczaj mniej ludzi. Trzydziestego września, bo właśnie o tym dniu opowiadam, spotkałam w nim tylko sześć osób w ciągu godziny. W sumie to nie powinnam się dziwić, to nie był ten dzień, w którym w Polsce było jesiennie i klimatycznie. Mnie to nie przeszkadzało, ponieważ bardzo uwielbiam takie dni. Czuję wtedy idealny klimat do spacerowania. Jest wtedy mało ludzi, można ciepło się ubrać i spacerować. Postanowiłam, iż swój dzisiejszy spacer przedłużę, bo zakochałam się w tym krajobrazie i nie przeszkadzał mi nawet mróz. Spacerowałam tak i spacerowałam, aż nagle napotkałam kawiarnię, weszłam do niej i zamówiłam sobie karmelową kawę. Odebrałam ją od przecudnej pani kasjerki, podziękowałam i wyszłam.

                Wybiła godzina 17:50, dalej spacerowałam, nic nadzwyczajnego się nie działo, aż tu nagle przybiegł do mnie pies. Był naprawdę śliczny, miał białą, czystą i trochę mokrą sierść. Zachowywał się na początku normalnie, obwąchał mnie i zaczął się witać. Też go przywitałam szerokim uśmiechem, lecz widziałam, że piesek domaga się czegoś więcej, więc z ogromną ostrożnością, bo mimo, iż ta rasa jest bardzo rodzina, bałam się. Przywitałam go podrapaniem za uchem, bo słyszałam, że pieski to lubią. Chwilę go jeszcze głaskałam i odeszłam, lecz on szedł za mną i cały czas mnie zaczepiał. W końcu postanowiłam, że za nim pójdę.

        To była bardzo, ale to bardzo dobra decyzja. Zaprowadził mnie pod jedno z drzew. Pod drzewem znalazłam dziecko. TAK! ŻYWE I GŁODNE DZIECKO. Było 14°C na zewnątrz, gdyby nie drugi identyczny piesek, który swoim własnym ciałem okrywał tego malucha, nie wiem, czy by przeżyło. Natychmiast ruszyłam w stronę maluszka. Zdjęłam swój szalik i okryłam nim malutką dziewczynkę. Wzięłam fotelik z dzieckiem do jednej ręki, a pieski spięte smyczami do drugiej. W głowie kręciło mi się z emocji. Biegłam co sił w nogach. W końcu dobiegłam do pewnej młodej kobiety, która spacerowała z wózkiem i opowiedziałam jej wszystko. Ona natychmiast wzięła niemowlaka i dała mu jeść. Poszłyśmy do jej samochodu i pojechałyśmy do szpitala, a potem ... do weterynarza.

                Z małą było wszystko dobrze, ze zwierzakami też. Cała trójka trafiła do adopcji. Ja wraz z moim mężem staraliśmy się, aby zaadoptować całą trójkę. Bo już długo myśleliśmy o zaadoptowaniu dziecka, a zwierzęta kochaliśmy od zawsze, więc o nich zapomnieć nie mogliśmy. UDAŁO SIĘ!. Daliśmy radę. Teraz w domu mieszkam wraz z moim mężem, córeczką i dwoma czworonożnymi bohaterami. Te pieski były na medal.

        - Mamy wspaniałą rodzinę! - powiedziałam.

        - Waleczną córeczkę i dwóch ratowników! - odparł mój mąż.

                Pamiętaj, zawsze warto pomagać i reagować, może również zyskasz takie dwa pieski na medal i kilkumiesięczną córeczkę?

         

        Klaudia Olesińska

        Człowiek i Pies – prawdziwi przyjaciele

        Od pewnego czasu mam psa - Rysię. Znalazłam ją w górach, więc przygarnęłam, nie chcąc zostawić jej tam na pastwę losu. Z początku troszkę się bała, lecz czułam, że jeszcze nawiążemy wspólną więź. Zabrałam ją do weterynarza i dowiedziałam się o niej dużo rzeczy. Od tamtej pory Rysia nie odstępuje mnie na krok. Od roku jest już ze mną i chodzi na wszystkie wycieczki. Postanowiłam opowiedzieć właśnie historię, która udowodniła, że pies i człowiek to prawdziwi przyjaciele.

        Pewnego dnia, tuż o świcie wyruszyłam na Babią Górę. Zaczęło się świetnie. Pogoda sprzyjała i miała być ładna do końca dnia, no właśnie, miała być. Rysia ciągle dotrzymywała mi towarzystwa, lecz była taka dziwna. Poczułam, że może stać się coś złego. Niebo zostało zakryte przez szare chmury i momentalnie poczułam chłód. Gdybym zeszła z powrotem na dół, zajęłoby mi to około dwóch godzin, więc wykluczyłam tę opcję. Szłam dalej i tu stanęła nam przeszkoda na drodze, to wcale nie była zła pogoda. Był to lis, a raczej bardzo wściekły lis. Nie wiedziałam co zrobić, to była pierwsza taka sytuacja, w której zostałam skazana na siebie. Nagle ni stąd ni zowąd pojawiła się Rysia, stając w mej obronie. Na ogół była dużym psem, lecz nie byłam pewna, czy poradzi sobie z tak groźnym zwierzęciem. Nie zatrzymałam jej, a ona rzuciła się do ataku. Lis ugryzł ją w łapę, przez co miała ograniczony zakres ruchu, lecz się nie poddała. Dzikie zwierzę nagle spłoszyło się i uciekło w głąb drzew. I tu zaczęłam się zastanawiać z jakiego powodu, i właśnie w tamtym momencie przyszły moje wyjaśnienia. W sekundę pojawiła się ulewa, a ja ruszyłam na pomoc Rysi. Była przestraszona i nie mogła iść dalej, bo została ranna. Nie byłam w stanie wziąć jej na ręce, a jedynym ratunkiem było wezwanie pomocy. Przyleciał helikopter ratowniczy i ruszył nam na ratunek. Rysia miała skręconą łapkę, a ja byłam na szczęście cała i zdrowa. Dzięki Bogu, że tak się to zakończyło.

        Tak właśnie Rysia uratowała mi życie. Być może odwdzięczyła się za to, że wpierw to ja ocaliłam ją, lecz to co ona zrobiła dla mnie, to gest mający ogromną wartość. Nie wyobrażam sobie życia bez niej, zawsze będzie moim małym pupilkiem. Życzę każdemu takiej więzi jaką mam ja i ona. Każdego dnia wywołuje mi uśmiech na twarzy i powoduje, że życie jest bardziej kolorowe.

        "Psi bohater"

        Jestem zwykłym psem, który żyje sobie z ludźmi. Kocham moich właścicieli i mógłbym się nawet dla nich poświęcić, lecz życie nie zawsze było dla mnie takie dobre.

        Urodziłem się w małym domku, razem z moim rodzeństwem żyliśmy sobie razem, aż do czasu. Pewnego dnia odwiedził nas człowiek i zabrał moją siostrę. Dzień w dzień kolejne moje rodzeństwo znikało. Po około tygodniu została tylko moja matka i człowiek, który się nami opiekował. Tygodnie mijały, a ja ciągle żyłem sobie tutaj szczęśliwie. Lecz pewnej nocy obudziłem się w nieznajomym mi miejscu. Było ciasno i ciemno. Czułem, że miejsce w którym przebywałem, trzęsło się. W pewnym momencie usłyszłem głos "Przykro mi, ale nie znajdę ci domu". Nie wiedziałem, co to znaczy, ale po chwili poczułem, że miejsce w którym byłem, zaczęło się robić mokre. W pewnym momencie byłem już cały pod wodą. Zacząłem się szarpać i w pewnym momencie ujrzałem światło. Zacząłem płynąć w jego stronę i udało mi się wypłynąć na powierzchnię. Później nie pamiętałem, co dalej się działo. Z tamtego okresu życia mam tylko przebłyski. Szczekanie psów, głosy ludzi, z tego co pamiętam, ludzie nazywali to miejsce "SCHRONISKIEM". Może i nie pamiętałem dużo, lecz mój ostatni dzień w tym miejscu pamiętam dobrze. Na początku byłem nieufny wobec ludzi, którzy przejęli nade mna opiekę, lecz z czasem ich pokochałem.

        Dziś jade nad tak zwane "morze" z moimi właścicielami. Pierwszego dnia poszlismy nad olbrzymie jezioro. Nie potrafiłem nawet zobaczyć jego końca. Było tu też mnóstwo drobnych kmyków, na których się wylegiwałem. Czas mijał mi świetnie, lecz w pewnym momencie jeden z moich właścicieli zniknął na tym wielkim jeziorze. Nie mogłem tak tego zotawić i pobiegłem w stronę wody. Byłem bardzo dobrym pływakiem, więc zlokalizowanie mojego właściciela nie było dla mnie wyzwaniem. Leżał na samym dnie wody, lecz się nie ruszał. Wtedy przypomniała mi się sytuacja z dzieciństwa i to jaka woda potrafi być niebezpieczna. Zacząłem wyciągać mojego pana na powierzchnię, mimo kończącej mi się siły. Jacyś inni ludzie zebrali się dookoła i pomogli mi go wyciągnąć, Lecz ja zasłabłem w połowie drogi. Opadłem na dno.

        Nie sprzeciwiałem się losowi, który miał mnie zabrać już dawno temu.

        Cieszę się, że przeżyłem życie takie, a nie inne oraz, że zginąłem śmiercią bohaterską. Kochałem ich nad życie, mam nadzieję, że oni mnie też.

                                                                                                                                                      Wilczy Kieł

        Mikołaj Dubel

        Pies na medal

        Wydarzenia te miały miejsce kilkanaście lat temu, w niewielkiej miejscowości, gdzie w małym domku żyła skromna, szczęśliwa rodzina. Pan Bolesław pracował jako stolarz. Jego żona była nauczycielką historii w pobliskiej podstawówce. Ich dzieci, Adam i Adela, uczyli się w szkole, w której pracowała ich mama, pani Janina. Dzieci od dawna marzyły o psie. W końcu Adam z siostrą prosili o psa ze schroniska.

        Pewnego dnia dzieci poszły do szkoły. Adam, wracając ze szkoły, zauważył, że ktoś wyrzuca psa z auta, chłopiec od razu podbiegł ku zwierzęciu. Przy obroży była doczepiona karteczka, na której było napisane ,,Ten pies ma na imię Burek. Nie szukajcie właściciela.” Adam wziął pieska i poszedł z nim do domu. W domu czekali już rodzice, którzy wrócili z pracy. Chłopiec opowiedział im całą historię. Rodzice zgodzili się, aby pies został z nimi. Gdy ze szkoły wróciła Adela, ucieszyła się, że mają psa. Chłopiec szkolił Burka, tak jak potrafił. Burek był mądrym psem i szybko się uczył. Codziennie przynosił listy i gazety ze skrzynki pocztowej. Pies pomagał panu Bolesławowi w budowie budy dla siebie, a nawet przynosił młotki, podlewał grządki, budził dzieci do szkoły. Gdy w mieście organizowano konkurs na najinteligentniejszego psa, Adam zgłosił się do konkursu. Chłopiec ćwiczył z Burkiem dzień i noc. Gdy nadszedł dzień konkursu, chłopiec wraz z psem i rodziną pojechali na salę, w której odbywał się konkurs. Chłopiec, gdy zobaczył konkurencje, zwątpił w swoje możliwości, że nie uda się mu pokonać przeszkód z Burkiem. Gdy nadeszła ich kolej, w psa wstąpiła nadludzka moc. Burek pokonał cały tor z przeszkodami i z przeróżnymi sztuczkami w 2 minuty. Inni zawodnicy pokonywali tor czasem 4 razy dłuższym niż Adam z psem. Chłopiec wraz ze zwierzęciem zdobyli pierwsze miejsce oraz wyjazd na zagraniczny konkurs psich talentów. Rodzice pogratulowali im i wrócili do domu. Chłopiec po rozmowie z rodzicami przestraszył się, ponieważ nigdy nie leciał sam samolotem z psem.

        Następnego dnia było zakończenie roku szkolnego. Chłopiec poszedł do szkoły, gdzie wszyscy  pogratulowali mu zwycięstwa. Gdy chłopiec wrócił do domu wraz z mamą i siostrą, zobaczył przed domem Telewizję. Dziennikarze chcieli przeprowadzić z nim wywiad. Chłopiec po przeprowadzeniu wywiadu zaczął się pakować, bo już za 2 dni musiał wylecieć do Włoch, gdzie miał się odbyć konkurs. Chłopiec  również spakował przedmioty potrzebne psu. Gdy przeszedł czas wylotu do Włoch, Adam pożegnał się z rodziną. Rodzice zawieźli go wraz z Burkiem na lotnisko. Chłopiec, gdy doleciał na miejsce, został przywitany przez własnego opiekuna, który robił wszystko, o co chłopiec poprosił. Gdy dojechali do hotelu, było tam ogromne łóżko dla Adama i wygodne legowisko dla Burka. Następnego odbył się konkurs, gdzie pokonali tor w półtorej minuty! Uradowany chłopiec zadzwonił do rodziny i pochwalił się, że zajęli  pierwsze miejsce.

                             Burek to pies na medal! Chłopiec wrócił z podróży zadowolony. Z radości na widok rodziny piesek skakał i szczekał.   

        Eliza Porębska

        Czworonożny wybawca

        Pewnego słonecznego, letniego dnia Ania i jej rodzice postanowili pojechać nad jezioro. Miała to być przyjemna wycieczka, lecz wtedy jeszcze nikt nie wiedział, co się wydarzy.

        Państwo Majewscy - bo takie nazwisko nosiła ta rodzina - stwierdzili, że na podróż zabiorą także swego psa - Ciapkę. Ania była z tego powodu niezmiernie szczęśliwa, gdyż jej zwierzak to prawdziwy najlepszy przyjaciel. Ciapka była psem dużym, miała białą sierść i brązowe łaty. Lubiła przygody, a także była naprawdę towarzyska i uwielbiała spędzać czas z ludźmi. Z tego właśnie powodu państwo Majewscy nie wyobrażali sobie wakacji bez Ciapki.

        Nadeszła pora wyjazdu. Droga przebiegała rodzinie bardzo szybko i  wesoło. Nikt wtedy nie spodziewał się zbliżającej tragedii. Gdy dotarli na miejsce, rozłożyli koce, ręczniki i parasol. Ania od razu zaczęła podziwiać piękno tego miejsca. Jezioro nie było zbyt duże, jednak odznaczało się pod wieloma innymi względami. Malownicza okolica zapierała dech w piersiach. Jezioro umiejscowione było między górami, a po jego drugiej stronie rozciągał się duży las. Woda była naprawdę przejrzysta, a promienie słońca jeszcze bardziej podkreślały jej piękno.

        Jezioro to było na tyle małe, że dorosła osoba byłaby w stanie przepłynąć je o własnych siłach. Ania od razu włożyła strój kąpielowy i pobiegła do wody. Rodzice i Ciapka odpoczywali na kocu. Nie bali się o to, że dziewczynce się coś stanie, ponieważ od zawsze dobrze pływała. Rodzina wzięła ze sobą także dmuchany materac. Ania postanowiła wziąć go ze sobą i się na nim położyć. Słońce przyjemnie ogrzewało jej skórę, dziewczynka chciała zostać w tamtym miejscu na zawsze. W mgnieniu oka Ania zasnęła na materacu. Jej rodzice także spali. Jedynie Ciapka była niespokojna. Gdy państwo Majewscy się obudzili, zauważyli, że ich córeczki nigdzie nie było. Przerazili się.

        -  Kochanie, nasza córka zniknęła! - wykrzyczała pani Majewska.

        -    Nie mogła tak po prostu zniknąć, może gdzieś poszła? - odpowiedział równie przerażony mąż kobiety.

        Rozpoczęły się poszukiwania. Woda była na tyle przejrzysta, że widać było dno. Z tego powodu pewnym było, że dziewczynka nie utonęła. Poszukiwania trwały dalej. Rodzice zaczynali tracić nadzieję, bo ich córeczka nie wracała już od dwóch dni. Państwo Majewscy spędzili noc w pobliskim hotelu, choć żaden z nich nie zmrużył wtedy oka. Ciapka niestety nie mogła spać w hotelu, więc została na zewnątrz. Pewnej nocy rodzice Ani usłyszeli szczekanie ich psa, po czym przez okno zauważyli, że Ciapka uciekła. Stali się jeszcze bardziej zrozpaczeni. Po chwili jednak zauważyli, że ich piesek wrócił, co więcej nie sam! Za pieskiem szła chuda, roztrzęsiona postać. Okazało się, że to Ania! Rodzice nie wierzyli własnym oczom. Szybko wybiegli na zewnątrz i owinęli swą córkę kocem. Była cała przemoczona, zmarznięta, głodna i zmęczona.

        Rodzice Ani zaczęli wypytywać dziewczynkę o to, co się stało. Ania wszystko im opowiedziała.

        - Gdy pływałam na materacu, nagle zamknęłam oczy i zasnęłam, a obudziłam się już po drugiej stronie jeziora. Nie wiedziałam, gdzie jestem, a na brzegu znajdował się ogromny las. Weszłam do niego, ale zabłądziłam. Myślałam, że już nigdy nie znajdę drogi powrotnej! Lecz dzisiejszej nocy usłyszałam szczekanie Ciapki, która przyszła mi na ratunek i zaprowadziła do was!

        -    Oj Aniu, tak się cieszymy, że do nas wróciłaś, a tobie Ciapko, gratulujemy, że odnalazłaś naszą córeczkę - odparli rodzice.

        -  Ciapka to prawdziwy pies na medal - powiedziała Ania.

        W taki właśnie sposób ta z początku miła wycieczka nad jezioro, dobiegła końca. Była to niezapomniana przygoda dla Ani i jej rodziców, a także przestroga, by następnym razem być bardziej ostrożnym.

         




        Podsumowanie realizacji innowacji

        „Pięć minut z Niziurskim”

         

        Uczniowie klas 4 – 6 na lekcjach języka polskiego czytali wybrane przez siebie powieści przygodowe Edmunda Niziurskiego. Jako podsumowanie tej innowacji dydaktycznej mieli zredagować własne  opisy i opowiadania. Poniżej prezentuję piękne i twórcze prace, które warto przeczytać. Miłej lektury!

         

        Temat: Popatrz na świat okiem poety. Opisz ważne dla ciebie miejsce, używając różnych środków poetyckich.

         

        Eliza Porębska, uczennica klasy 6.-ej

        Bardzo ważnym dla mnie miejscem jest mój dom. Posiada on w sobie wiele wspomnień. Jest on miejscem wyjątkowym, które kojarzy mi się z najlepszymi chwilami mojego dzieciństwa.

               Mój dom jest duży i piękny. Każdego dnia panuje tam miła i przyjazna atmosfera. Z kuchni codziennie dochodzi zapach smakowitych potraw gotowanych przez moją mamę. Moja rodzina i ja często siadamy razem w salonie i rozmawiamy na różne tematy, czasem poważne, a czasem nie. Wtedy w całym domu rozlega się dźwięk śmiechu i można wyczuć panujące tam pozytywne emocje. Gdy zawita zima, a na zewnątrz jest mroźno, w moim domu wciąż czuć ciepło. Zimowymi wieczorami często rozpalamy w kominku, gdzie widać pomarańczowe płomienie. Dochodzi z niego także trzask żarzącego się drewna. Natomiast latem, gdy proste promienie wpadają przez okna do domu, znajdujące się tam brokatowe firanki pięknie mienią się i błyszczą. Podczas upalnych letnich dni, zawsze można znaleźć w zamrażarce zimną przekąskę na ochłodę. W moim domu każdy ma swój własny pokój, w którym może odpoczywać. Każde z pomieszczeń jest niczym odzwierciedlenie duszy jego właściciela. Mój pokój jest uroczy, panuje w nim przyjazna atmosfera oraz znajduje się w nim wiele dekoracji. Jest w nim także okno dachowe, przez które wpadają promienie słońca, pięknie rozświetlając pomieszczenie. Gdy patrzę przez to okienko, dostrzegam malowniczy krajobraz, wyglądający zupełnie jak namalowany pejzaż. Oprócz tego, w moim domu występują także różne dźwięki. Szum wody lecącej z kranu, bulgot gotującej się zupy w kuchni lub tykanie zegara.

               Równie ważny jest dla mnie także ogród, który znajduje się wokół domu. Rośnie tam zielona trawa oraz piękne krzewy. Można również zauważyć w nim wiele kolorowych kwiatów, które zachwycają swoim zapachem. Mój ogród jest duży, więc jest tam przestrzeń do zabaw i odpoczynku. Wokół bujnej roślinności znajduje się miejsce wyłożone kostką. Tam często z całą moją rodziną urządzamy ognisko, podczas którego świetnie się bawimy. Gdy latem zachodzi słońce, a niebo jest przejrzyste, rośliny są pięknie oświetlane promieniami, zupełnie jakby były oblewane złotem.

               Mój dom, a także rozciągający się wokół niego ogród, to miejsca niezwykle wyjątkowe i cudowne. Są dla mnie bardzo ważne i zawsze będę je kochać całym sercem.

        Klaudia Olesińska, uczennica klasy 6.-ej

         

        Na świecie jest wiele miejsc, miejsc pięknych i ciekawych. Można zachwycać się wieloma z nich, jednak nie uważamy je za stanowiące dla nas większe  znaczenie. Każdy z nas ma chociażby jedno miejsce, w którym dużo się wydarzyło, do którego wracamy, by powspominać dobre czasy. Z takim miejscem łączą się niezapomniane wspomnienia. Jest to po prostu dla nas coś ważnego.

                    Odkąd tylko pamiętam, swój czas jako mała dziewczynka spędzałam na działce. Działka znajdowała się za domem i zawsze opisywałam ją jako ogromną i mającą swoje tajemnice. Rosły na niej piękne, kolorowe kwiaty, jabłonie, grusze i ogromny orzech. Pomiędzy dwoma gruszami zawieszony miałam hamak, na którym uwielbiałam czytać książki przy pięknym śpiewie ptaków. Zaraz obok mama wraz z babcią hodowały grządki z rozmaitymi warzywami. Na samym końcu działki znajdowało się dużych rozmiarów drzewo orzechowe, na którym umieszczony był domek na drzewie. Wyglądał jak zwykły i zapewne również nic nie znaczył dla pozostałych osób, jednak ja uważam to za miejsce, dzięki któremu moje dzieciństwo było wspaniałe. To tutaj zaczynałam wszystkie rzeczy. Tutaj zaczęłam interesować się przyrodą i założyłam swoją hodowlę roślin, którą codziennie obserwowałam. Przeczytałam również jedną z pierwszych książek jaką było ,, Dzieci z Bullerbyn”. Oglądałam zwierzęta z okienka oraz bawiłam się w kucharza. Mając siedem lat szukałam pomysłu, żeby zarobić trochę pieniędzy na huśtawkę. Marzyłam o niej od bardzo dawna i chciałam ją zdobyć sama bez niczyjej pomocy. Będąc w tak młodym wieku, nie mogłam wymyślić nic, dzięki czemu uzbierałabym potrzebną mi kwotę. Lecz pewnego dnia narodził mi się pomysł. Znalazłam gruby sznur oraz konar solidnego, wytrzymałego drzewa. Poprosiłam dziadka o założenie mi sznura na gałąź, a kawałek drewna przyczepiłam do dolnej części liny. Wszystko poszło po mojej myśli i tak właśnie zrobiłam samodzielnie huśtawkę. Właśnie wtedy zaczęłam wierzyć w siebie i  w swoje możliwości.

        W tamtym czasie dostrzegłam, że to nie pieniądze są potrzebne do szczęścia lecz to, co osiągnęliśmy w życiu i kto nas otacza. Zaczęłam żyć powiedzeniem ,,nie liczy się ilość, tylko jakość’’. Te słowa zmieniły moje życie i zaczęłam doceniać małe rzeczy i to właśnie sprawiało mi uśmiech na twarzy. Uwierzcie, że jeśli podarujecie komuś laurkę, coś zrobionego samodzielnie lub po prostu zerwane kwiaty z łąki, to właśnie to wywoła szczęście. Drobne rzeczy, które coraz częściej z pokolenia na pokolenie nie zostają doceniane.  




         

        100 rocznica urodzin Janka Bytnara “Rudego”


        Dziś mija setna rocznica urodzin jednego z największych polskich bohaterów czasu II wojny światowej. Jan Bytnar ps. “Rudy”, “Czarny”, “Krokodyl”, “Janek”. Harcmistrz, harcerz Rzeczypospolitej, podporucznik Armii Krajowej, dowódca Hufca “Sad” - południe Grup Szturmowych Szarych Szeregów.
        Janek urodził się 6 maja 1921 roku w Kolbuszowej. Był synem nauczycieli. Jego ojciec Stanisław Bytnar był żołnierzem Legionów Polskich, natomiast matce “Rudego”, pani Zdzisławie Bytnar z domu Rechul harcerze nadali tytuł Matuli Polskich Harcerzy.
        Gdy Janek zaczął uczęszczać do Państwowego Gimnazjum im. Stefana Batorego wstąpił do 23 Warszawskiej Drużyny Harcerskiej im. Bolesława Chrobrego zwanej od koloru chust ,,Pomarańczarnią”.
        Już we wrześniu 1939 r. harcerze z ,,Pomarańczarni” wuryszyli wraz ze swoim drużynowym - Lechosław Domańskim ps. “Zeus” - na wschód. Po długiej tułaczce powrócili do zajętej już przez Niemców Warszawy. Podczas wojny Janek czynnie brał udział w akcjach Małego Sabotażu, później również Wielkiej Dywersji. Do jego największych czynów zaliczamy m. in. namalowanie “Kotwicy” - znaku Polski Walczącej na pomniku Lotnika pod samym nosem Gestapo.
        23 marca 1943 r. o godz. 4:30 do domu Bytnarów weszło gestapo. Zabrali oni Janka wraz z jego ojcem - panem Stanisławem (mama “Rudego” wraz z Dusią - siostrą Janka - były w tym czasie poza domem). Janek był brutalnie katowany w alei Szucha. Został odbity przez przyjaciół w słynnej Akcji pod Arsenałem 26 marca 1943 r. Niestety “Rudy” wskutek odniesionych ran zmarł 30 marca 1943 r. Należy przypomnieć, iż w tym samy dniu umarł również od rany postrzałowej Maciej Aleksy Dawidowski ps. “Alek”.


        Ostatnie słowa Janka brzmiały:
        ,,Lecz zaklinam, niech żywi nie tracą nadziei
        I przed narodem niosą oświaty kaganiec;
        A kiedy trzeba, na śmierć idą po kolei,
        Jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec…”


        Janek został pochowany na cmentarzu Powązkowym w Warszawie. Pośmiertnie odznaczony Krzyżem Walecznych, Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski oraz Krzyżem Virtuti Militari.


        PAMIĘTAJMY O OSOBACH DZIĘKI KTÓRYM ŻYJEMY W WOLNEJ POLSCE


        ZACHĘCAM WSZYSTKICH DO PRZECZYTANIA KSIĄŻKI
        ,,KAMIENIE NA SZANIEC”
        DRUHA ALEKSANDRA KAMIŃSKIEGO


        Artykuł napisała
        Antonina Wołek


        źródła: pl.wikipedia.org, ,,Kamienie na szaniec” - Aleksander Kamiński

         


        OPIS  JESIENNO – ZIMOWEGO  KRAJOBRAZU

        prace literackie uczniów klasy 7.

        Zrób zdjęcie ze swojego okna i opisz krajobraz, który na nim utrwaliłeś.

        W swoim opisie zastosuj epitety, porównania, metafory, onomatopeje.

        Pamiętaj o trzech akapitach, długość opisu ok. 100-150 słów.

        Do wypracowania możesz dołączyć zdjęcie, które zrobiłeś (-aś).

         

        Na mojej fotografii widzę jesienno - zimowy pejzaż okalający świat.

        Wstał kolejny jesienny poranek. Słońce leniwie wzniosło się ku górze, a jego promienie topią bezszelestnie, zamarznięte krople rosy w naszym czarodziejskim dziś ogrodzie. Brzask słońca sprawia, że ogród jest jak magiczny obraz, który dźwięczy magią jesiennych barw. Zieleń spowita bielą szeleszczącego mrozu, a złoto - brunatne wczoraj jeszcze krzewy, dziś walczą jak szpady i straszą swoją ostrością mrozu. Zza drzew wyłaniają się lekkie, rześkie promienie wschodzącego słońca, które już wpadło do naszego ogrodu, oświetlając krajobraz.

        Liście przykryte lekką pierzynką białego puchu już nie tworzą kobierca dekorującego świat. Wiatr jeszcze cichy o tej porze dnia, budzi się, aby tańczyć z liśćmi, kołysać uśpione zamarznięte drzewa i krzewy. Piękny krajobraz jesiennego poranka zapowiada słoneczny, choć mroźny dzień i przypomina, że już czuć na karku oddech królowej mrozu - zimy. Choć słoneczny blask spowija ziemię, chłód wnika w nasze ciepłe wnętrze. Z pięknych dawniej jeszcze liści, ozdobionych w soczystą zieleń krzewów, dziś już nic nie pozostało. Szron przygniótł ostatnie, pożółkłe już liście do ziemi.

        Mój ogród przypomina dziś trochę swoim chłodem tytułowy ogród posiadłości pana Crevena. Jest tajemniczy, zimny ale promienie słońca dotykają naszej duszy i napełniają ją życiem, pięknem i radością. Mój ogród jest miejscem otwartym, do którego nie trzeba odnajdywać klucza. Zostawione własnemu losowi rośliny, błyszczą srebrem, dzwoniąc delikatnym dzwonkiem, zapowiadając nadejście Królowej Zimy.

        Widok takiego ogrodu napawa mnie optymizmem i daje chęć do działania.

         /Autor: Mikołaj Adamczyk/

         

         Dziś jest niezbyt ładna pogoda, no ale trzeba się do tego przyzwyczaić, w końcu zima zbliża się dużymi krokami. Już nie mogę się doczekać, aż spadnie śnieg i wszystko wokoło zostanie pokryte białą kołderką. O ile spadnie… 

        Co prawda lato i żniwa już dawno były, ale kukurydza dalej rośnie. Można powiedzieć, że mam wokół domu złote pole zbóż. Za polem rośnie mały lasek. Zbyt dobrze tego nie widać, ale w rzeczywistości nie jest zbyt duży. Rośnie tam zaledwie kilka drzew. W oddali widać dach małego domku. Na zdjęciu nie widać go dobrze, trzeba dobrze się przyjrzeć.                              

        Zdjęcie zostało zrobione dość późno, pogoda w tym dniu nie była zbyt ładna, dlatego nie widać na nim szczegółów.       

         /Autor: Magdalena Wiktor/

         

         Mieszkam w Woźnikach uroczej miejscowości powiatu wadowickiego, w której dominuje krajobraz wyżynny. Bardzo lubię moją miejscowość, zwłaszcza okolice mojego domu. Uwielbiam wyglądać przez okno i zapisywać w pamięci, każdy szczegół najbliższego otoczenia. 

         

              Krajobraz, który podziwiam z okna mojego pokoju, pobudza moją wyobraźnię i nastraja do marzeń. Widzę rozległą przestrzeń stadniny, podzieloną na boksy, ciągnącą się aż po horyzont. Z lewej strony znajdują się budynki stadniny. Na wprost okna znajduje się ujeżdżalnia koni. W oddali na wzniesieniu rosną piękne wysokie drzewa, które w czasie wiatru pochylają się jak gdyby chciały się ukłonić. Zwłaszcza teraz jesienną porą uroku temu miejscu dodaje różnorodny drzewostan porastający zbocza wzgórz. Mieni się on pięknymi kolorami w jesiennych przebłyskach słońca, niczym tęcza, na niebie. Właśnie w taki piękny jesienny dzień, kiedy spoglądam za okno na rozpędzone z rozwianą grzywą konie, mam ochotę dosiąść  rumaka i ścigać się z wiatrem. Słyszę rżenie koni, tętent kopyt, okrzyki jeźdźców i monotonny szum drzew.

         

             Chętnie zaprosiłbym do siebie artystę malarza, który utrwaliłby ten piękny widok  na płótnie. Jestem pewny, że taki obraz byłyby przez oglądających bardzo podziwiany.

         /Autor: Krystian Targosz/

         

         W ten piękny i zimny dzień wszędzie było biało, jakby się mleko rozlało. Był to znak srogiej zimy, która ma nadejść za kilka tygodni. Wszystkie rośliny były białe i nie było widać ani jednego zielonego fragmentu trawy, każda gałązka drzewa miała na sobie białe koronki śniegu oraz szronu. Wszystko co znajdowało się na podwórku, było białe i zarazem piękne. Cały nasz mały świat opanowała biel, która niczym śnieżna wichura rozprzestrzeniała się z prędkością światła.

        Kiedy spoglądałem tak przez moje okno, uznałem, że powoli zbliżają się święta Bożego Narodzenia. Byłem uradowany wyglądem mojego podwórka! Od razu zrobiłem zdjęcie aby uczcić ten przepięknie wyglądający dzień.

         /Autor: Kamil Harnik/

         Zdjęcie przedstawia krajobraz wiejski. Fotografia ta, zrobiona w piękny letni dzień jest udokumentowaniem życia ptaków na wsi, ale również całej otaczającej ją przyrody.

        Na pierwszym planie główną rolę grają bociany. Te śliczne ptaki posiadające pióra białe niczym śnieg, które kontrastują również z głęboką czernią znajdują wśród zielonych drzew schronienie i bezpieczeństwo. Przylatywały one pojedynczo tworząc na niebie różnego rodzaju wzory. Na ujęciu żywią się one stworzeniami z ziemi. I tu przechodzimy do kolejnego elementu tej wielobarwnej mozaiki. Ziemia zajmuje duży, a nawet największy obszar tej fotografii. Wysłuchuje ona opowieści bocianów i pisze swoją wielowieczną historię. Czasami nie zdajemy sobie sprawy z tego, ilu ludzi stąpało na tej samej ziemi co my. W oddali widać zielone drzewa. Ich rozłożyste korony symbolizują ich niebywałość i doniosłość. Ogromne rośliny rosnące blisko siebie, co chwila plotkują o nowych wiadomościach ze wsi. Gdzieniegdzie można dostrzec fragmenty pól uprawnych, które już po żniwach mogą odpocząć po  paro miesięcznej pracy. Całość dopełnia przecudne niebo. Jest błękitne niczym ocean, ale skrywa dużo więcej tajemnic.

        W oddali słychać warkot maszyn rolniczych, śpiew ptaków i śmiechy ludzi. Czuć wokół siebie aurę szczęścia, która jest tylko zwieńczeniem tej przyjemnej atmosfery. 

         /Autor: Antonina Wołek/

         

         

        /Autor: Igor Augustyniak/

         

         

         

        /Autor: Oliwia Hardek/

         

         

        /Autor: Julia Spieszna/

         

                  

         Zima to jedna z najpiękniejszych pór roku. Podczas zimy zmrok szybko zapada i na niebie pojawiają się gwiazdy. Magię klimatu zimowego podkreśla skrzący się mróz.

                Zima jest też porą magiczną, ponieważ ludzie przygotowują się do świąt, ozdabiają  domy, stoją choinki. Na szybach powstają wzorki malowane przez mróz, a w powietrzu widać wirujące płatki śniegu. Drzewa przykryte są śniegiem jak pierzyną. Podczas zimy wiele osób myśli o zabawie na przykład lepieniu bałwana i zjeżdżaniu na sankach. Okres zimowy to też taki kiedy natura śpi i odpoczywa, żeby obudzić się na wiosnę. Podczas tego magicznego okresu muszą zaopatrzyć się w ciepłe kurtki chroniące ich przed zimnem.

                 Krajobraz zimowy to połączenie bieli oraz skrzącego się śniegu.

         /Autor: Kacper Bałys/


         

        FRASZKI  NA  KWARANTANNIE

        Mimo obowiązującej kwarantanny, uczniowie dzielnie realizują podstawę programową z języka polskiego. Ćwiczą gramatykę, piszą dyktanda ortograficzne, czytają lektury obowiązkowe. Redagują też ciekawe teksty literackie, a nawet nagrywają  filmiki. Postanowili podzielić się z Wami swoimi dokonaniami. Poniżej zamieszczam prace uczniów klasy szóstej, którzy napisali własne fraszki.

        Przeczytajcie i posłuchajcie, naprawdę warto!

        T.K

        SZERMIERZ

         

        Szermierz, jakież to banalne

        Staję na planszy, o wygranej marzę

        Lecz to tylko jeden cios o wygranej zważy 

         

        Kto ma cierpliwość, będzie miał, co zechce

        Albo smutek, albo radość wielką 

         

        Patrzę zawsze przed siebie, myślę jak zrobić więcej 

        Podium dla zwycięzcy będzie

        Autor: Mikołaj Adamczyk

         

        Link do filmiku z fraszką

        https://youtu.be/rkt9Hwt6qAU

         

        Fraszka

         

        Wiosna jest radosna,

        piękna i czasem nieznośna,

        gdy pioruny strzelają

        wszystkie zwierzęta się chowają.

        Lecz po burzy świeci słońce

        śliczne i gorące,

        wiosennymi porankami

        ptaki szczycą nas swoimi ćwierkotami.

         

        Autor: Kamil Harnik

         

         

        „Na wolność”

        Dałeś nam Boże dar wolności.

        Szanuję ją jak najważniejszych gości.

        Straciliśmy ją już parę razy.

        Trzymamy czujność na straży.

        Obiecuję ją bronić do kresu sił.

        Choć krew popłynie i zmieni się w pył.

        Autor: Antonina Wołek
         

         

        „Fraszka o koronawirusie”

         

        Koronawirusie, my się Ciebie nie boimy, 

        bo w dwumetrowych odstępach chodzimy. 

        Ręce  często  odkażamy

        i o  maseczkach na  usta i nos pamiętamy. 

        Już dwa miesiące blokujesz nam szkolne bramy, 

        a my na spotkanie z nauczycielami w klasie czekamy.

         Brakuje nam także gwaru  szkolnych korytarzy 

        i wspólnych na   przerwach w  radiowęźle  komentarzy.

        Dlatego znikaj czym prędzej  wirusie  w  koronie,

        bo nie podoba nam się życie  w  Twojej ozdobie.              

           

        Autor: Malwina Kachnic

         

        „Kwiaty”

         

        I jak nie kochać kwiatów miły panie

        Rosnących w lesie lub na polanie

        Albo w ogrodzie przy naszym domu

        Nie przeszkadzają przecież nikomu

         

        Zapachem swoim nas przyciągają

        Wabią kolorem, do serc trafiają

        Mają moc w sobie jak jakieś zaklęcia

        W cudownych płatkach jest tyle szczęścia!

         

        Autor: Julia Spieszna

         

        „Niemoc”

        Nic dziś od nas nie zależy,

        Nie możemy zrobić nic,

        Lecz gdy modlitw Bóg wysłucha,

        To możemy z tego wyjść.

        Dziś tak bardzo uwięzieni,

        Chcemy coś na lepsze zmienić…


        Jak tu przeżyć nawałnicę,

        Jak tu przeżyć taki czas?

        Choć jesteśmy w domu razem,

        Jednak Kogoś nam jest brak…

        Co złe minie, szybciej nawet niż się zdaje

        I opuści już na dobre wszystkie kraje…

         

         

        „Fraszka – Śmieszka”

         

        Od słowa KORONA

        Pęka w uszach błona.

        W koronaferie

        Wyglądam mizernie.

        Autor: Oliwia Hardek

         

         

         

        FRASZKA

        Pytałam ja nieraz człeka współczesnego:

        'Ziemia się grzeje - czy to wiesz, kolego?'

        Człowiek  raz po krzywo na mię zerknął,

        W końcu zaś oświadcza :

        'I gdzież tu rozterka! Ziemia cieplejsza? 

        Zjawo kochana! Taki świat to przecie

        Ziemia Obiecana!

         

        Nie masz mrozu w lutym, co palce odmraża,

        A że lipiec upalny - to kogóż to zraża?

        Wiaterek, zimny napój, słońce świeci z dali

        (Nic to, że za mocno - toć skórkę opali!)

        Tu nagle więcej deszczu, gdzie indziej huragany?

        Paniusiu droga - przecie dobre są zmiany!

        Równowaga klimatu - toż to czcze gadanie!

        To zabawa, gdy łąka pustynią się staje!

        Lodowce topnieją? Przyjaciółko droga!

        Też mi osobliwość: zamarznięta woda...

        Ziemia bez brył owych - tak zielona wszędzie -

        Nic, tylko oczy moje cieszyć będzie!

         

        Mniej roślin gatunków? A cóż mi po kwiatkach!

        Toć może i ładnie rosną na rabatkach ,

        Ale - szczerze mówiąc - nie uważam wcale,

        By musiało tak wiele ich wyrastać stale!

        Świat ten, prawdę mówiąc, jest rozczarowaniem -

        Szczęście to, że zmienię go swym panowaniem'.

         

        Zabrałam do grobu człeka współczesnego;

        Jakoż świat zlekceważył - świat lepszym bez niego!

         

        Autor: Aleksandra Kot

         

    • Kontakty

      • Szkoła Podstawowa im. Naszej Przyrody w Woźnikach
      • 33 8794523
        Fax: 33 8794800
      • ul. Wadowicka 133
        34-103 Woźniki

        Poland
      • 7:00 - 15:00 od poniedziałku do piątku
  • Galeria zdjęć

      brak danych