Felieton Wiktorii Piszczek
Z ogromną przyjemnością przedstawiam artykuł autorstwa absolwentki naszej szkoły Wiktorii Piszczek. Wiktoria jest uczennicą Liceum Europejskiego im. J. Tischnera w Wadowicach. Interesuje się dziennikarstwem. W swoim artykule porusza aktualny problem bezpieczeństwa w sieci i rozsądnego korzystania z social mediów. Jest to ważny głos młodego pokolenia, które widzi nie tylko korzyści, ale także zagrożenie płynące z wszechobecnego internetu. Warto przeczytać!
Młodej autorce gratuluję umiejętności oraz doboru tematu, a Państwa zapraszam do lektury i chwili refleksji.
TK
Prywatność. Wartość czy przeżytek?
,,Pamiętaj, aby nigdy nie wchodzić w podejrzane linki, nie otwierać podejrzanych stron! Wszystkie dane mogą w jednej chwili ci skraść...” ~ nie zliczę, ile razy usłyszałam takie ostrzeżenia, czy to w szkole, w reklamach, również od rodziców, gdy stawiałam swoje pierwsze kroki w obsłudze przeglądarki internetowej. Naszych danych, wszelakich informacji typu: numer konta bankowego, hasło do Facebooka, do poczty elektronicznej strzeżemy, jak oka w głowi. O tym mówimy głośno i wszędzie. Jednak co z ochroną życia prywatnego? O tym rzadko kiedy słyszymy i rozmawiamy, bo jest to ,,moja sprawa”. Pozwolę jednak sobie powędrować po tym temacie, w aspekcie tego jak błędnie ludzie potrafią narazić się na niebezpieczeństwo i różne przykrości z tym związane.
Platformy takie, jak: Snapchat, Tik tok, Facebook, Instagram itp., są bardzo modne nie od wczoraj. Jako przedstawicielka tzw. Pokolenia Z także korzystam z tych aplikacji, co pozwala mi na zaskakujące obserwacje. Bliskie mi otoczenie to środowisko różnych ludzi, są tacy którzy nie wiedzą co to ten cały ,,fejsbuk”, ale z drugiej strony znajduję wielu takich, dla których Internet to drugi dom. Dosłownie. Przykład? Na wyciągnięcie ręki: ,, Mamy w Internecie” – taką odpowiedź słyszę, gdy pada pytanie o jakieś wydarzenie z codziennego życia rodziny. Ukazywanie swojego dziecka od pierwszych minut jego życia w sieci nie jest najmądrzejszą społeczną prezentacją potomka. Również milion zdjęć i filmików pokazujących, jak nasza pociecha się w zabawny sposób przewróciła, wazon strąciła, buzię w mleku zamoczyła itd., itp... Czy na prawdę chęć znalezienia się przez chwilę w centrum uwagi warta jest ewentualnych późniejszych konsekwencji? Czy wiemy kto czyha na nas w mediach społecznościowych, wśród naszych odbiorców? Oczywiście, że nie. Dzisiaj bardzo łatwo jest zmanipulować czyimiś zdjęciami i tożsamością... Nie jest to już żadną umiejętnością cyfrową na poziomie rozszerzonym! Wcale nie w skrajnych przypadkach możemy doprowadzić do nieszczęścia i zaszkodzenia samemu sobie, o najbliższych nie wspominając.
Sytuacja niekoniecznie rzadka i wyimaginowana: pojawia się w rodzinie długo wyczekiwane dziecko. Pierwszą rzecz jaką ,,widzi” (gdy już ten zmysł ma wykształcony rzecz jasna) to telefony. Mnóstwo telefonów, które robią mu niezliczone ilości zdjęć, bo przecież „moje dziecko – niech widzą”, ,,wszędzie trzeba się pochwalić!!”. W kolejnych dniach, miesiącach, a nawet latach jest to powtarzający się schemat. Dziecko pierwszy raz weźmie do ręki długopis - za 5 minut pojawia się jego fotografia na social mediach, bo przecież trzeba to uwiecznić, prawda? Absolutnie nie jestem osobą, która powinna a przede wszystkim mogła oceniać czyjeś rodzicielstwo. Apeluję tylko o rozumną refleksję! Poświęćmy chociaż chwilę, by zastanowić się, czy otaczanie dziecka telefonem i publikowanie jego zdjęć i filmów jest dobre? Moim zdaniem nie jest. Zrozumiałe jest uwiecznianie chwil swoich pociech i gromadzenie wspomnień, ale nie zapomnijmy, że wszystko ma swoje granice. Dziecko też kiedyś dorasta i zamiast mieć pięknego obrazu relacji z rodzicami będzie miało w pamięci przewijający się non stop telefon. Czy dorosły syn, córka nie będą mieli problemu z tym, że ich wizerunek znajduje się w sieci w niezliczonej ilości? Nigdy nie wiemy, czy upublicznianie każdej chwili z życia potomka po latach nie utrudni mu egzystencji, np. podczas okresu dorastania. Mało przyjemne jest widzieć siebie w mediach społecznościowych w bardzo niekorzystnej sytuacji, bo akurat ,,nowoczesna mama musiała się pochwalić, co to jej synek zrobił”. Rówieśnicy potrafią być okrutni i wyśmiewać czyjąś prywatną sferę. W zasadzie to jej brak, ponieważ wszystko znajduje się na Facebooku. W Internecie nic nie ginie! Warto o tym pamiętać! Na osiedlowej, wiejskiej, gminnej czy jakiejkolwiek społecznej tablicy ogłoszeń też byśmy wywiesili zdjęcia, opisy naszych dzieci przedstawiające je z brudnymi buziami, biegające nago po podwórku…? Zostawmy prywatność dzieci w czterech ścianach domu! Pewnego dnia dorosną do własnej decyzji, czy chcą publikować swój wizerunek, czy też nie. Same zdecydują.
Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że moja opinia dotycząca tego tematu posiadałaby więcej przeciwników niż zwolenników. Pomimo tego jestem przekonana o racji moich słów. Nie możemy być zespawani z telefonem 24/7! Oddzielanie życia prywatnego od poczynań w mediach społecznościowych powinno mieć swoją granicę. Źle się patrzy jak co raz to więcej osób gubi sens Internetu i spotyka się z przykrościami, ogromnym hejtem.
Uważam, że profilaktyka dotycząca bezpieczeństwa w sieci również powinna zawierać temat publikowania różnych treści publikowanych w mediach społecznościowych. Prywatność to nie tylko, np. czytanie smsów na czyjejś komórce. Kiedyś podstawowym elementem kindersztuby była zasada: Co się dzieje w szkole, nie wynoś na pole. Co się dzieje w domu, nie mów też nikomu. Dzisiaj, gdy okazało się, że „dowodem postępu jest pokazywanie, jak maluch nauczył się korzystać z toalety”, trzeba wrócić do uczenia tej starej, mądrej zasady. Mamy w głowach najdoskonalszą sztuczną inteligencję. Należy z niej korzystać. Prywatność jest wartością, zatem nie ulega przedawnieniu. Nie jest przeżytkiem.