Woźniki, Kraków, Monachium, Frankfurt, Knoxville, WTOREK- 22.05.2012r.
To dziś zaczęła się niesamowita historia. Nasza sześcioosobowa drużyna wraz z trenerką Anną Zalewską Sordyl oraz opiekunką Agnieszką Sienkiewicz rozpoczęła przygodę życia. Wszyscy o 5:45 spotkaliśmy się na lotnisku. Chociaż byliśmy jeszcze trochę zaspani, to wiedzieliśmy, że nigdy nie zapomnimy tej chwili. Po nadaniu bagaży pożegnaliśmy się z rodzicami i musieliśmy przejść odprawę celną. Na szczęście nie mieliśmy problemów z przewiezieniem dekoracji. Wreszcie przyszedł czas, kiedy wsiedliśmy do samolotu. I wylecieliśmy! Wrażenie nie do opisania! Lot do Monachium trwał około półtorej godziny. Lądowanie nie było najprzyjemniejszą sprawą. Bolały nas uszy z powodu zmiany ciśnienia. Wylądowaliśmy szczęśliwie. Kolejny lot- do Frankfurtu był również krótki i przebiegł beż najmniejszych problemów. Kiedy na lotnisku zobaczyliśmy maszynę, którą mieliśmy lecieć, byliśmy w szoku. Była naprawdę ogromna. Wsiedliśmy do niej. Niestety pech chciał, że siedzieliśmy daleko od siebie, jednak musieliśmy wytrzymać dziesięć godzin, muszę przyznać, że było ciężko. Kiedy wylądowaliśmy około 17.00 lokalnego czasu (czyli o 23.00 czasu polskiego), byliśmy zadowoleni, ale jednak zmęczeni długim lotem. Po wypełnieniu paru dokumentów na lotnisku spotkaliśmy drużynę z Californii. Trochę z nimi porozmawialiśmy, ale nasz angielski na niezbyt wiele nam pozwolił, to był pierwszy szok w zetknięciu się z żywym językiem. Zrobiliśmy sobie z nimi zdjęcia. Następnie wsiedliśmy w autokar i przez trzy godziny jechaliśmy do Knoxville. Potem na miejscu spotkaliśmy się z polską organizatorką i ta razem z naszymi trenerkami zakwaterowały nas w akademiku i wytłumaczyła nam jak tam dojść. Byliśmy bardzo zmęczeni i położyliśmy się spać o 7.00 rano czasu polskiegoJ
Knoxville, ŚRODA- 23.05.2012r. -Dziś rano po śniadaniu spotkaliśmy się z drużyną bliźniaczą. Naszymi bliźniakami okazała się drużyna z Michigan. Wymieniliśmy się z nimi upominkami. Można było wymienić się również pinsami. Później udaliśmy się do miejsca, gdzie jutro mieliśmy występować- KCC. Jedna z naszych pań poszła na zebranie trenerów, a druga poszła z nami po napoje w inne miejsce, jednak zaczęło ulewnie padać, schowaliśmy się pod namiot, czekaliśmy tak 30 minut, w końcu postanowiliśmy zrobić sobie peleryny przeciwdeszczowe ze znalezionych foli i ruszyliśmy na przystanek autobusowy. Okazało się, że lekko się spóźnimy na spotkanie z polskimi drużynami. Byliśmy przemoczeni, więc przebraliśmy się i poszliśmy na stadion na Ceremonię Otwarcia. Patryk, Kinga i Natalia uczestniczyli w paradzie. Reszta naszej drużyny obserwowała to wszystko z góry! Niesamowity widok! Wszystko wyglądało świetnie. Drużyny stanowiące kolory…
Knoxville, CZWARTEK- 24.05.2012r.-Dziś czekał nas występ o 17.00. Zanieśliśmy swoje dekoracje do specjalnej Sali, a później oglądaliśmy występy Polaków oraz naszej drużyny bliźniaczej. Potem poszliśmy na lunch. Tam robiliśmy za chodzące atrakcje- nasze czapki z Polski podobały się wszystkim i prawie każda drużyna chciała mieć z nami zdjęcie. Dowiedzieliśmy się również, że na www.youtube.com znajduje się filmik z nami.J Następnie odbyło się nasze przedstawienie. Mamy nadzieję, że wszystkim się podobało. Eksperci podziwiali naszą dziesięciometrową dekorację. Przedstawienie poszło świetnie, gdyby nie złośliwość rzeczy martwych- nie zadziałał magnetofon, ale poradziliśmy sobie bez niego! Po dobrze wykonanej robocie udaliśmy się na basen, tam spędziliśmy dwie godziny. Pogoda nam dopisała - było ogromnie gorąco. Potem na chwilę poszliśmy jeszcze wymienić się pinsami na party :D I tak minął kolejny dzień w pięknych Stanach Zjednoczonych…
Knoxville, PIĄTEK- 25.05.2012r.
Dziś był wielki dzień, mieliśmy zaprezentować się w wyzwaniu „Na już”. O godzinie 14:00 udaliśmy się do budynku, w którym odbywały się wyzwania „Na już”. Gdy weszliśmy do sali z wyzwaniami poczuliśmy lekki niepokój, ale po przeczytaniu wyzwania, okazało się, że nie jest wcale takie trudne. Wyzwanie poszło nam nieźle, gdyż zdobyliśmy 88 punktów.
Knoxville, SOBOTA - 26.05.2012r.
W tym dniu byliśmy po raz ostatni na arenie Thompsona, ponieważ dziś odbyła się ceremonia zamknięcia. Gdy byliśmy już na arenie, zajęliśmy wyznaczone miejsca. W napięciu oczekiwaliśmy na ogłoszenie wyników. Okazało się, że tylko jedna drużyna z Polski wygrała, niestety to nie byliśmy my. Trochę zasmuceni wróciliśmy do naszego hotelu na ostatnią nockę.
Knoxville, NIEDZIELA - 27.05.2012r.
To już dziś opuszczamy nasz hotel. O godzinie 12:00 czekał na nas już autokar, którym podróżowaliśmy z Knoxville do Atlanty. Po czterogodzinnej jeździe wszyscy byli bardzo zmęczeni, lecz ciekawość z kim będziemy mieszkać, zwyciężała ze zmęczeniem. Pod hotelem w Atlancie czekała już na nas przemiła pani. Okazało się, że wszyscy będziemy mieszkać u tej samej rodziny. Skorzystaliśmy z basenu, a następnie udaliśmy się do nowego miłego domku.
Atlanta, PONIEDZIAŁEK - 28.05.2012r.
Mieszkamy u sympatycznej pani Asi, która pochodzi z Zielonej Góry. Poniedziałek, był to dzień, w którym zapoznawaliśmy się z otoczeniem. Pojechaliśmy zwiedzać Atlantę. Jako pierwszą odwiedziliśmy World of Coca – Cola czyli Świat Coca – Cola, mogliśmy posmakować tam napojów z całego świata. Gdy skończyliśmy zwiedzać, udaliśmy się coś zjeść, bo było późne popołudnie. Usiedliśmy w parku, w którym kiedyś odbywały się Igrzyska Olimpijskie. Gdy zjedliśmy wszystko i odpoczęliśmy sobie na chwilę, wyszliśmy na największy budynek w Atlancie, żeby zobaczyć miasto z góry. Wieżowiec miał ponad 75 pięter. Baliśmy się ogromnie ;(, ale było Ok. Widoku, który zobaczyliśmy, nie oddalibyśmy nawet za 1000 dolarów ;). Zmęczenie i pełni wrażeń udaliśmy się do domu.
Atlanta, WTOREK - 29.05.2012r.
Drugi dzień zwiedzania, dziś zobaczyliśmy CNN – czyli miejsce, w którym nagrywa się wiadomości w USA. Mogliśmy sami doświadczyć tego przeżycia, braliśmy udziałów różnych konkursach, choć były one po angielsku, to jakoś sobie radziliśmy. Nie mogliśmy doczekać się jutra, bo w środę mieliśmy iść na zakupy, a my kochamy zakupy!!! Wróciliśmy, zjedliśmy kolację i z wielką niecierpliwością oczekiwaliśmy jutra.
Atlanta, ŚRODA - 30.05.2012r.
W końcu nadszedł tak długo oczekiwana dzień. Środa = zakupy. Pełni dobrego humoru rano o 10 :30 wyruszyliśmy podbijać amerykańskie sklepy. I udało się, wyszliśmy z nich obładowani siatami po samą głowę. Później poszliśmy na pyszne lody. Na koniec do następnego sklepu. Przymierzanie, szukanie, oglądnie, to jest to, w czym czujemy się jak ryba w wodzie (przynajmniej my ,dziewczyny). Zmęczeni i pełni wrażeń wróciliśmy do domu.
Atlanta, CZWARTEK -31.05.2012r.
Dzisiaj wstaliśmy wcześnie, ponieważ mieliśmy iść na basen. Po porannej toalecie, poszliśmy na śniadanie. Gdy najedliśmy się do syta, spakowaliśmy się i pojechaliśmy na basen. Na basenie spędziliśmy kilka godzin. Około 14:00 zjedliśmy lunch i wróciliśmy do wody. Około godziny 18:00 rodzina, która pochodzi z Polski, a mieszka w Stanach, zaprosiła nas na pizzę do swojego domu. Po powrocie do domu zmęczeni wzięliśmy prysznic i poszliśmy spać.
Atlanta, PIĄTEK -1.06.2012r.
Dzisiaj każdy (a zwłaszcza dziewczyny) wstał z wielką chęcią. Dlaczego? Zaraz po śniadaniu mieliśmy jechać do galerii na zakupy. Kiedy przyjechaliśmy na miejsce, oddaliśmy się w „szał zakupowy”. Po kilku godzinach chodzenia po sklepach spotkaliśmy się w umówionym miejscu. Zakupy były najrozmaitsze, od butów i ubrań po pamiątki. Kiedy wróciliśmy do domu, musieliśmy się jeszcze spakować, a potem czekała nas jeszcze niespodzianka. No przecież dzisiaj 1 czerwca, czyli Dzień Dziecka. Nasze opiekunki oraz pani Asia przygotowały nam poczęstunek w postaci lodów, truskawek, arbuzów i innych smakołyków. Oprócz tego dostaliśmy drobne prezenty. Zmęczeni położyliśmy się spać.
Atlanta, SOBOTA – 2.06.2012 r.
To już dzisiaj. Koniec naszej przygody zza oceanu. Dzisiaj wylatujemy do Polski. A więc po śniadaniu mieliśmy jeszcze chwilkę na odpoczynek przed podróżą. A około godziny 13:00 byliśmy już na lotnisku w Atlancie. Pożegnaliśmy się z miastem, z panią Asią i poszliśmy na odprawę celną. Po przejściu odprawy weszliśmy do samolotu. O 16:45 wylecieliśmy do Chicago.
Chicago, SOBOTA -2.06.2012 r.
O godzinie 18:40 byliśmy już w Porcie Lotniczym w Chicago. Następny samolot mieliśmy dopiero o 22:20, więc mieliśmy trochę czasu, aby coś zjeść. Po upływie godziny przeszliśmy odprawę i wsiedliśmy do samolotu. Czekał nas długi, dziewięciogodzinny lot do Europy. W samolocie wielu z nas kilka godzin spało, więc czas na pokładzie dosyć szybko upłynął. Choć każdego z nas męczyły te przesiadki, starty i lądowania.
Franfurkt, NIEDZIELA – 3.06. 2012r.
O godzinie 14:00 przylecieliśmy do Niemiec. Przed nami już ostatni lot do Polski, do Krakowa. Kilkanaście minut po godzinie 16:00 z lekkim opóźnieniem wylecieliśmy do Polski. Ten lot minął dosyć szybko, bo każdy z nas nie mógł się już doczekać , aż w końcu ujrzy Kraków i oczywiście swoją rodzinę.
Kraków, NIEDZIELA – 3.06.2012 r.
Jesteśmy! Szczęśliwie wylądowaliśmy w Polsce. Teraz już tylko odebrać bagaże. Po kilku minutach wszyscy byliśmy już gotowi, aby opuścić strefę celną i przywitać się z rodzicami. Nasi stęsknieni rodzice powitali nas z radością. Bo przecież WSZĘDZIE DOBRZE, ALE W DOMU NAJLEPIEJ ;)
KREATYWNI